Efekt pocovidowy przybrał nieoczekiwany zwrot. Okazuje się, że coraz trudniej jest kupić nowy samochód.
Ponad rok od wybuchu pandemii doszło do sytuacji, w której na rynku zaczęło brakować samochodów. Choć dealerzy cieszą się z takiego obrotu sprawy, to pojawił się nowy problem – dostępność aut. Ograniczenia wynikają z niedostępnych w fabrykach podzespołów, a także utrudniania w transporcie międzynarodowym, które przełożyły się na coraz mniejszą dostępność nowych pojazdów. „Terminy odbioru są coraz bardziej odległe. Stocki samochodowe są prawie wyprzedane. Po roczniku 2020 nie ma już praktycznie śladu. Produkcja nowych modeli jest wydłużona o co najmniej miesiąc, choć są przypadki, że czas produkcji przesuwa się o pół roku i więcej” - mówi Michał Knitter, wiceprezes Carsmile.
Z tygodnia na tydzień problem jest coraz poważniejszy. „Widzimy nawet takie sytuacje, że auta, które miały zjechać z taśm produkcyjnych w pierwszym kwartale, zostały przesunięte z dostawą na czwarty kwartał” – dodaje Knitter. Według IBRM Samar, tego roczny marzec okazał się o 63,4 proc. lepszy niż ten zeszłoroczny. W efekcie zarejestrowano w trzecim miesiącu roku 55,5 tysiąca pojazdów osobowych i dostawczych. Trend zwiększonych zamówień może się utrzymać również w kwietniu oraz maju. „W sprzedaży nowych pojazdów ten wzrost może być jeszcze większy, bo na część samochodów trzeba czekać, przez co ich rejestracja się opóźnia” – relacjonuje Knitter.
Główny problem polega na dostępności półprzewodników oraz chipów. Nie jest to jednak wina pandemii, a niefortunnych sytuacji jak ostra zima w Teksasie czy pożar fabryki w Japonii. Przez to opóźnione są dostawy np. wyświetlaczy, automatycznych skrzyń biegów czy nawet foteli. To wymusiło na producentach pojazdów chwilowe wycofanie niektórych opcji.
Więcej w "Rzeczpospolitej".
Europa
Coraz większy problem z dostępnością nowych samochodów
- Szczegóły
- Autor: Rzeczpospolita (Maciej Gis), fot. Ford