Projekt zmian w ustawie o specjalnych strefach ekonomicznych przygotowuje Ministerstwo Gospodarki. Chce pozwolić firmom na obniżenie zatrudnienia poniżej minimum wyznaczonego w zezwoleniu.
Teraz przedsiębiorcy nie mogą tego robić. W przeciwnym razie musieliby zwrócić otrzymaną pomoc publiczną. - Nie dłużej niż na dwa lata, nie więcej niż o 20 - 30 proc. w stosunku do wielkości bazowej - zastrzega jednak Teresa Korycińska, wicedyrektor Departamentu Instrumentów Wsparcia.
Urzędnicy przyznają, że znaleźli się pod ścianą. Duże firmy, które spadający popyt zmusza do ostrych cięć w produkcji, coraz częściej szantażują urzędników. - Dają nam wybór: albo pozwolimy im zmniejszyć zatrudnienie, albo zwiną manatki i wyniosą się z Polski - mówi Korycińska.
Dotyczy to zwłaszcza branży motoryzacyjnej. Pod koniec ubiegłego tygodnia 300 osób z 2 tys. zatrudnionych zwolnił tyski Lear Corporation, który szyje poszycia siedzeń samochodowych.
Ale zmian w przepisach boją się spółki zarządzające strefami. - Możemy stracić zbyt dużo miejsc pracy. W czasie kryzysu każdy będzie chciał zmniejszać zatrudnienie. Nawet ci, którzy akurat nie muszą, zrobią to na wszelki wypadek - uważa prezes jednej ze stref.
Według ostrożnych szacunków liczba nowych inwestycji w SSE w porównaniu z rokiem ubiegłym może spaść przynajmniej o jedną trzecią.
Jednak mimo inwestycyjnej bessy w Wałbrzyskiej SSE jeszcze w pierwszym półroczu powinny przybyć cztery znaczące inwestycje. Dwie z nich to firmy z USA produkujące komponenty dla fabryk samochodów. Każda może wyłożyć co najmniej 100 mln euro i zatrudnić ok. 200 osób.
Więcej w "Rzeczpospolita".
Teraz przedsiębiorcy nie mogą tego robić. W przeciwnym razie musieliby zwrócić otrzymaną pomoc publiczną. - Nie dłużej niż na dwa lata, nie więcej niż o 20 - 30 proc. w stosunku do wielkości bazowej - zastrzega jednak Teresa Korycińska, wicedyrektor Departamentu Instrumentów Wsparcia.
Urzędnicy przyznają, że znaleźli się pod ścianą. Duże firmy, które spadający popyt zmusza do ostrych cięć w produkcji, coraz częściej szantażują urzędników. - Dają nam wybór: albo pozwolimy im zmniejszyć zatrudnienie, albo zwiną manatki i wyniosą się z Polski - mówi Korycińska.
Dotyczy to zwłaszcza branży motoryzacyjnej. Pod koniec ubiegłego tygodnia 300 osób z 2 tys. zatrudnionych zwolnił tyski Lear Corporation, który szyje poszycia siedzeń samochodowych.
Ale zmian w przepisach boją się spółki zarządzające strefami. - Możemy stracić zbyt dużo miejsc pracy. W czasie kryzysu każdy będzie chciał zmniejszać zatrudnienie. Nawet ci, którzy akurat nie muszą, zrobią to na wszelki wypadek - uważa prezes jednej ze stref.
Według ostrożnych szacunków liczba nowych inwestycji w SSE w porównaniu z rokiem ubiegłym może spaść przynajmniej o jedną trzecią.
Jednak mimo inwestycyjnej bessy w Wałbrzyskiej SSE jeszcze w pierwszym półroczu powinny przybyć cztery znaczące inwestycje. Dwie z nich to firmy z USA produkujące komponenty dla fabryk samochodów. Każda może wyłożyć co najmniej 100 mln euro i zatrudnić ok. 200 osób.
Więcej w "Rzeczpospolita".