- Do czwartego kwartału zeszłego roku przemysł motoryzacyjny należał do najbardziej dynamicznie rozwijających się sektorów polskiej gospodarki. Był największym pracodawcą i największym eksporterem - przyznała wiceminister gospodarki Grażyna Henclewska na wczorajszym wspólnym posiedzeniu sejmowych komisji gospodarki i infrastruktury poświęconym sytuacji w branży. Motoryzacja była lokomotywą polskiego eksportu. Na samochody, silniki oraz części i podzespoły do aut przypada jedna piąta dochodów Polski z handlu zagranicznego. Kryzys znaczenie je zmniejszy. Już w październiku wartość motoryzacyjnego eksportu spadła prawie o jedną dziesiątą, a w listopadzie o 16 proc.
Jak kula śnieżna narastają masowe zwolnienia pracowników w branży. Firma doradcza AutomotiveSuppliers szacowała, że na koniec stycznia producenci aut i części planowali zwolnić ok. 9 tys. osób, choć jeszcze dwa miesiące wcześniej "tylko" 2,2 tys. osób. Przedstawiciele firm żalili się wczoraj posłom, że muszą zwalniać, bo choć mają zlecenia, to nie mogą dostać nawet niewielkich kredytów obrotowych.
Pikanterii sytuacji dodała informacja, że już 21 listopada 2008 r. premier powołał specjalny międzyresortowy zespół ds. wzrostu konkurencyjności przemysłu motoryzacyjnego. Ale pierwszy raz zespół zbierze się... za tydzień, trzy miesiące od powołania. - Dotąd w trybie roboczym szykowano dokumenty dla zespołu - tłumaczyła wiceminister Henclewska.
Protestował Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, stowarzyszenia przedstawicielstw koncernów. - Nasz rynek jest rozregulowany, bo samo Ministerstwo Finansów oceniało, że nawet 90 proc. faktur przy imporcie używanych aut może być zaniżana - mówił. I podkreślał, że jeśli rząd nie ureguluje zasad handlu autami, to może przekreślić szanse Polski na inwestycje koncernów samochodowych po kryzysie.
Więcej w "Gazecie Wyborczej".
