Francja ostro broni swego planu pomocy dla sektora samochodowego, twierdząc, że nie ma on nic wspólnego z protekcjonizmem - informuje "Gazeta Wyborcza".
Chodzi o rządowy plan pożyczek, głównie dla Renault i Peugeot-Citroen. Warunek: nie będą zamykać fabryk we Francji i utrzymają zatrudnienie. Plan oburzył inne kraje UE, szczególnie z Europy Środkowej. Bo jeśli francuskie firmy zdecydują się na zwolnienia, przeprowadzą je w zakładach w naszym regionie.
W czwartek do Brukseli w tej sprawie przyjechał francuski premier François Fillon. Przekonywał do pomysłu szefa Komisji Europejskiej José Manuela Barroso. Twierdził, że z jednej strony w planie nie ma nic protekcjonistycznego, bo nie narzuca on firmom, co mają robić poza granicami Francji, a z drugiej - że Paryż i tak nie ma wyjścia, bo nie powstał wystarczająco poważny europejski plan ratowania koncernów samochodowych. Bez pożyczek, tłumaczy Fillon, francuskie firmy motoryzacyjne znajdą się w "skrajnych kłopotach", co sprawi, że nie będą mogły produkować także w innych częściach Europy. - Francuska opinia publiczna nigdy nie zaakceptowałaby, że podatnik pożycza koncernom 6 mld euro, a następnie pierwszą decyzją tych koncernów jest zamknięcie fabryk w kraju - tłumaczył.
Ale według Barroso to nie powód, by podejmować kroki, które mogą zaszkodzić sąsiadom. - Zbadamy francuski plan, by przekonać się, czy będzie on miał negatywne skutki uboczne dla innych - zapowiedział.
Komisja od kilku dni sugeruje, że plan może okazać się niezgodny z regułami wspólnego europejskiego rynku. To oznaczałoby, że Komisja się na niego nie zgodzi, a w razie uporu Paryża zwróci się do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Więcej w "Gazecie Wyborczej".
Chodzi o rządowy plan pożyczek, głównie dla Renault i Peugeot-Citroen. Warunek: nie będą zamykać fabryk we Francji i utrzymają zatrudnienie. Plan oburzył inne kraje UE, szczególnie z Europy Środkowej. Bo jeśli francuskie firmy zdecydują się na zwolnienia, przeprowadzą je w zakładach w naszym regionie.
W czwartek do Brukseli w tej sprawie przyjechał francuski premier François Fillon. Przekonywał do pomysłu szefa Komisji Europejskiej José Manuela Barroso. Twierdził, że z jednej strony w planie nie ma nic protekcjonistycznego, bo nie narzuca on firmom, co mają robić poza granicami Francji, a z drugiej - że Paryż i tak nie ma wyjścia, bo nie powstał wystarczająco poważny europejski plan ratowania koncernów samochodowych. Bez pożyczek, tłumaczy Fillon, francuskie firmy motoryzacyjne znajdą się w "skrajnych kłopotach", co sprawi, że nie będą mogły produkować także w innych częściach Europy. - Francuska opinia publiczna nigdy nie zaakceptowałaby, że podatnik pożycza koncernom 6 mld euro, a następnie pierwszą decyzją tych koncernów jest zamknięcie fabryk w kraju - tłumaczył.
Ale według Barroso to nie powód, by podejmować kroki, które mogą zaszkodzić sąsiadom. - Zbadamy francuski plan, by przekonać się, czy będzie on miał negatywne skutki uboczne dla innych - zapowiedział.
Komisja od kilku dni sugeruje, że plan może okazać się niezgodny z regułami wspólnego europejskiego rynku. To oznaczałoby, że Komisja się na niego nie zgodzi, a w razie uporu Paryża zwróci się do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Więcej w "Gazecie Wyborczej".