Samochodu nie można już kupić w salonie od ręki. Teraz trzeba wpłacić zaliczkę i poczekać, aż zostanie wyprodukowany, pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Obecny system sprzedaży samochodów zaczyna przypominać znane z PRL przedpłaty. Praktycznie w przypadku każdego auta trzeba się liczyć z koniecznością wpłacenia zaliczki. Jak wynika z informacji zebranych przez „DGP”, w przypadku najpopularniejszych modeli samochodów kwota przedpłaty sięga obecnie dwóch - trzech tysięcy złotych. Ale już przy droższych autach wzrasta nawet do 10 proc. ich wartości.
Jak mówi Andrzej Halarewicz, szef JATO Dynamics w Polsce, do maksymalnego zmniejszenia zapasów aut na placach doprowadziło zwiększenie ze strony importerów presji na cięcie kosztów.
Więcej w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
Obecny system sprzedaży samochodów zaczyna przypominać znane z PRL przedpłaty. Praktycznie w przypadku każdego auta trzeba się liczyć z koniecznością wpłacenia zaliczki. Jak wynika z informacji zebranych przez „DGP”, w przypadku najpopularniejszych modeli samochodów kwota przedpłaty sięga obecnie dwóch - trzech tysięcy złotych. Ale już przy droższych autach wzrasta nawet do 10 proc. ich wartości.
Jak mówi Andrzej Halarewicz, szef JATO Dynamics w Polsce, do maksymalnego zmniejszenia zapasów aut na placach doprowadziło zwiększenie ze strony importerów presji na cięcie kosztów.
Więcej w "Dzienniku Gazecie Prawnej".