W ciągu najbliższych dwóch tygodni mają pojawić się szczegółowe propozycje dotyczące proekologicznego pakietu wspierającego popyt na nowe samochody - wynika z najnowszej analizy stanu realizacji wybranych działań Ministerstwa Gospodarki na rzecz stabilności i rozwoju, do której dotarła "Gazeta Prawna".
Pracuje nad nimi grupa robocza, w której skład wchodzą przedstawiciele Ministerstwa Gospodarki, Ministerstwa Finansów i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Wczoraj reprezentanci tego pierwszego resortu polecieli do Brukseli na spotkanie rady ds. konkurencyjności, gdzie te kwestie mają być omawiane.
Niemal pewne jest zastąpienie podatku akcyzowego, który obciąża kupujących nowe samochody i wszystkie sprowadzane z zagranicy, podatkiem którego wysokość będzie zależała od parametrów ekologicznych samochodu.
Taki podatek miałby być pobierany przy pierwszej rejestracji pojazdów, czy to kupionych w salonie czy sprowadzonych do Polski. Do tego pojawiłyby się roczne opłaty ekologiczne, których wysokość zależałaby od emisji szkodliwych gazów, rodzaju paliwa lub napędu.
- Oparcie się tylko na parametrze spełniania tzw. norm euro spowodowałoby uzależnienie wysokości podatku tylko od wieku pojazdu - mówi Wojciech Drzewiecki, prezes Instytutu Badania Rynku Motoryzacyjnego Samar.
Przy takim scenariuszu stosunkowo wysokie opłaty ponosiliby posiadacze małych, ale starych aut, które niekoniecznie emitują dużą ilość CO2.
Niewykluczone też, że również w Polsce pojawi się system dopłat do wymiany starych aut na nowe, bardziej ekologiczne. Z wstępnych propozycji Ministerstwa Gospodarki wynika, że będzie mógł na nią liczyć klient oddający stare auto do demontażu i kupujący auto o emisji nieprzekraczającej 155 g CO2/km. Oznaczałoby to, że z dopłat skorzystają głownie kupujący mniejsze auta. Na przykład z dopłatą można by kupić Opla Astrę 1,4, ale już w wersji 1,8 nie.
- Takie rozwiązania wprowadziło już dziewięć krajów UE i na ich przykładach widać dobre efekty - mówi Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.
Rząd będzie miał dylemat, skąd wziąć pieniądze, żeby dopłacić np. 1 tys. euro do każdej takiej transakcji.
Więcej w "Gazecie Prawnej".