Banki muszą ratować własne finanse i będą żądać wyższych marż od kredytów dla firm. - Za chwilę możemy zobaczyć falę wypowiadania umów kredytowych - alarmuje szef polskiego oddziału Ernst & Young.
- Głośne opcje walutowe to tylko wierzchołek góry lodowej w porównaniu z tym, co może się stać z powodu kredytów - mówi "Gazecie Wyborczej" Duleep Aluwihare, partner zarządzający w Ernst & Young Polska. - Boję się, że za chwilę banki masowo będą wzywać firmy będące ich klientami, mówiąc im, że złamały warunki umowy kredytowej, w związku z czym kredyt staje się wymagalny albo trzeba go renegocjować.
Skąd ta kasandryczna wizja? Banki udzieliły gigantycznej liczby kredytów, które teraz, w kryzysie, stają się dla nich ciężarem. Żeby przyciągnąć klientów, obniżały swoje marże do minimum. Kiedy pieniądz był tani, wszystko było w porządku. Ale teraz muszą do takich kredytów dopłacać.
Szczególnie zagrożone są małe i średnie firmy, które nie mają dużego zabezpieczenia w swoim prywatnym kapitale.
- Rząd powinien zagwarantować, że firmy nie będą pozostawione samym sobie. Powinien mieć w zanadrzu program kredytowy, coś na wzór funduszu pożyczkowego EurBOiR z lat 90. Mówiąc wprost, powinien teraz nieco "zepsuć" rynek kredytowy, wprowadzając program pożyczek z nieco lepszymi - nie mówię, że bardzo! - warunkami - tłumaczy Aluwihare. I ostrzega, że same gwarancje i poręczenia rządowe już dziś nie wystarczą.
Ostrzeżenia szefa polskiego Ernst & Young potwierdzają inni eksperci. Z badań Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" wynika, że już 15 proc. przedsiębiorstw ma problem z kredytem obrotowym. W przypadku co drugiego z nich banki zmieniły warunki kredytowania na gorsze.
Więcej w "Gazecie Wyborczej".
- Głośne opcje walutowe to tylko wierzchołek góry lodowej w porównaniu z tym, co może się stać z powodu kredytów - mówi "Gazecie Wyborczej" Duleep Aluwihare, partner zarządzający w Ernst & Young Polska. - Boję się, że za chwilę banki masowo będą wzywać firmy będące ich klientami, mówiąc im, że złamały warunki umowy kredytowej, w związku z czym kredyt staje się wymagalny albo trzeba go renegocjować.
Skąd ta kasandryczna wizja? Banki udzieliły gigantycznej liczby kredytów, które teraz, w kryzysie, stają się dla nich ciężarem. Żeby przyciągnąć klientów, obniżały swoje marże do minimum. Kiedy pieniądz był tani, wszystko było w porządku. Ale teraz muszą do takich kredytów dopłacać.
Szczególnie zagrożone są małe i średnie firmy, które nie mają dużego zabezpieczenia w swoim prywatnym kapitale.
- Rząd powinien zagwarantować, że firmy nie będą pozostawione samym sobie. Powinien mieć w zanadrzu program kredytowy, coś na wzór funduszu pożyczkowego EurBOiR z lat 90. Mówiąc wprost, powinien teraz nieco "zepsuć" rynek kredytowy, wprowadzając program pożyczek z nieco lepszymi - nie mówię, że bardzo! - warunkami - tłumaczy Aluwihare. I ostrzega, że same gwarancje i poręczenia rządowe już dziś nie wystarczą.
Ostrzeżenia szefa polskiego Ernst & Young potwierdzają inni eksperci. Z badań Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" wynika, że już 15 proc. przedsiębiorstw ma problem z kredytem obrotowym. W przypadku co drugiego z nich banki zmieniły warunki kredytowania na gorsze.
Więcej w "Gazecie Wyborczej".