Ed Whitacre, p.o. prezesa General Motors nie cierpi długich posiedzeń. Mówią o nim, że jest człowiekiem czynu - pisze "Rzeczpospolita".
Od początku wiadomo było, że on i p.o. prezesa Fritz Henderson mają zupełnie inne charaktery i trudno będzie im współpracować, niezależnie od tego, jakie Henderson miałby osiągnięcia.
(..) Nie cierpi prezentacji w Power Poincie i wygania ze spotkań ludzi, którzy je przynoszą. - Chcę usłyszeć, co masz do powiedzenia, a nie zobaczyć kolejną prezentację przygotowaną przez analityków - mówi wtedy.
Za nim stoją także pieniądze rządowe - 55 mld dol., jakie Departament Skarbu USA wpompował w bankruta. Zastrzegł sobie, że nikomu nie pozwoli się wtrącać do zarządzania GM. To „nikomu” dotyczy też Hendersona. (...)
Z tego 43 lata przepracował w firmach telekomunikacyjnych.
Od początku wiadomo było, że on i p.o. prezesa Fritz Henderson mają zupełnie inne charaktery i trudno będzie im współpracować, niezależnie od tego, jakie Henderson miałby osiągnięcia.
(..) Nie cierpi prezentacji w Power Poincie i wygania ze spotkań ludzi, którzy je przynoszą. - Chcę usłyszeć, co masz do powiedzenia, a nie zobaczyć kolejną prezentację przygotowaną przez analityków - mówi wtedy.
Za nim stoją także pieniądze rządowe - 55 mld dol., jakie Departament Skarbu USA wpompował w bankruta. Zastrzegł sobie, że nikomu nie pozwoli się wtrącać do zarządzania GM. To „nikomu” dotyczy też Hendersona. (...)
Z tego 43 lata przepracował w firmach telekomunikacyjnych.
Więcej w "Rzeczpospolitej".